Artykuły

Wszystko pod murem (fragm.)

Dekada miniona była w stolicy tak zasobna - jeśli nie w wydarzenia, to przynajmniej w zdarzenia tea­tralne, że w dwójnasób należy żałować, iż nawał materiałów redakcyjnych nie pozwolił na omówienie ich spokojne i po kolei. Trzeba jednak było - co jest oczywiste, zrozumiałe i słu­szne - oddać pierwszeństwo ważnym wydarzeniom świato­wym i krajowym, dopiero więc teraz śpieszymy z lakonicznym siłą rzeczy i ogólnym omówie­niem.>>>

NIEPRZYPADKOWO padła już nazwa Teatru Drama­tycznego, nieprzypadkowo ozwało się nazwisko Jana Świ­derskiego. Bo jednak najważ­niejszym teatralnym wydarze­niem minionego tygodnia pozo­staje Jubileusz Teatru Dramatycznego i jubileuszowe przed­stawienie "Zemsty". W przedpremierowych enun­cjacjach reżyser spektaklu Gu­staw Holoubek stwierdzał, że chodzi mu o wskrzeszenie tra­dycyjnego spojrzenia na Fredrę, wystawiania go tak, jak jest na­pisany. Co by nie powiedzieć, wydaje się, że komedią, wszystko jedno starą czy nową, rzą­dzą bardzo określone prawi­dła. Zaryzykuję twierdzenie, że nie ma komedii tradycyjnej i nowatorskiej, nie ma komedii zgodnej z literą komediopisa­rza czy niezgodnej - polemicz­nej; istnieje komedia tylko do­bra i zła. Dobra, to ta, na któ­rej ludzie się śmieją, zła, na której tego nie czynią. I chyba dotyczy to zarówno sztuki inscenizacyjnej jak i samej sztuki komediopisarskiej. Jeśli ko­media jest źle napisana i nieśmieszna, to nie pomogą żadne sztuczki - dobra już nie będzie, chyba że zrobi się z niej farsę. Ale to już zupełnie inna sprawa. Nikt nie ośmieli się powiedzieć, że "Zemsta" jest komedią złą. I to wcale nie przez pietyzm, czy sza­cunek - zwykle bezkrytyczny - do klasyki szkolnych lektur. "Zemsta" jest po prostu nieodpar­cie zabawna w lekturze i na sce­nie, zachwyca cudownym wier­szem, niekiedy wzrusza tą i ową podniosłą inwokacją - czyli w su­mie jest po prostu dobrą, bardzo dobrą komedią, arcy komedią. I ta­jemnica wystawiania "Zemsty" le­ży chyba w tym, by wystawić i zagrać ją tak, aby była śmieszna, żeby się publiczność śmiała. Ot i cały sekret. Historia sceniczna "Zemsty" błyszczy najświetniejszymi naz­wiskami dziejów sceny polskiej w ogóle. Bo kogóż tam nie ma? Jest i Solski, i Leszczyński, i Węgrzyn, są - już zupełnie niedawno - Kurnakowicz i Opaliński. Obsada "Zemsty" na jubileusz Dramatycznego, już a priori pozwalała mieć nadzie­ję, że do tych najszczytniejszych tradycji zostanie dodana twór­cza cegiełka. Tak też się stało. Rejenta zagrał Gustaw Holou­bek, Cześnika - Jan Świder­ski, Papkina - Wiesław Gołas. Właściwie można na tym skoń­czyć recenzję, bo czytelnik i tak wie, o co chodzi, a ja obawiam się, że cokolwiek o tych krea­cjach napiszę - zabrzmi jak ko­munał. Holoubek - reżyser przestawił nieco kolejność scen, stąd też roz­mowa Wacława i Klary znalazła się na samym początku, ale przed­tem jeszcze, kiedy oczom widzów ukazał się zamek jak żywy przez Andrzeja Cybulskiego wymalowa­ny, na wieży otworzyło się małe okienko i pokazał się tam Holoubek-Rejent i złożywszy ręce, chwilę się modlił. Subtelne dźwię­ki sygnaturki, które miały stanowić podkład muzyczny do tej nie­mej sceny, zostały zagłuszone przez pierwszy wybuch śmiechu na widowni. I tak już było do końca. Obaj protagoniści- co za­akcentował Gustaw Holoubek już w tym pierwszym pojawieniu się - grali bowiem tak, jakby tekst fredrowski stanowił dla nich - jak dla widzów - źródło pysznej zabawy i radości. Bo i pewnie! Znamy "Zemstę" na pamięć, nie sposób interesować się losami bohaterów, co przecież odgrywa pewną rolę w percepcji innych dramatów, pozostaje jedynie (je­dynie! cóż to za słowo!) uroda wiersza i języka, uroda, którą tak odczuli obaj znakomici aktorzy. Jestem pewny, że Jan Świ­derski - posuwisty, polonezo­wy, zamaszysty i kontuszowy w każdym słowie, ruchu, geście, cmoknięciu, i Gustaw Holoubek - bardziej skupiony, cięty, ką­śliwy, żądlasty, ale przecież także Polonus prawy -rolami tymi na stałe wpisali się do pysznej historii "Zemsty" na scenach polskich! Gra ich spra­wiała tyle fizycznej prawie przyjemności, że czekałem - nie ja jeden przecież - na po­szczególne słowa i kwestie. I nie zawiodłem się nigdy. Każ­demu miłośnikowi pięknej pol­szczyzny i przedniego aktorst­wa musiał miły dreszczyk przejść po plecach, gdy Świ­derski wrzeszczał: "Rejent sko­na!", albo Holoubek syczał swoje "Niech się dzieje wola nie­ba..." Sekundowali im dzielnie pozostali aktorzy, szczególnie Wiesław Gołas jako Papkin, cu­downie zabawny, w każdym uśmiechu półuśmiechu, nigdy nie farsowy, lecz inteligent­nie dowcipny, bawiący się postacią tak, jak główni protagoniści. Scena wizyty u Rejenta czy pisania testamentu były osobnymi zupełnie perełkami ak­torskimi Wiesława Gołasa. Mło­dość reprezentowali z wdziękiem Małgorzata Niemirska i bardzo prawdziwy, z ducha ro­mantycznego poczęty Olgierd Łukaszewicz. Podstoliną była dowcipnie Katarzyna Łaniewska, pysznym dosadnym Dyndalskim Czesław Kalinowski, zaś reszty obsady tej "zemsty" dopełnili Janusz Ziejewski. Sta­nisław Gawlik. Jarosław Skul­ski i Maciej Damięcki.>>>

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji